
„Zatańczysz ze mną jeszcze raz, ostatni raz, nim skończy się ten bal” – śpiewa Krzysztof Krawczyk… ja natomiast dziś mogłem zanucić sobie „Pobiegnę sobie jeszcze raz, ostatni raz, nim skończy się ten rok”… jak zaśpiewałem, tak też uczyniłem…
… dziś po raz ostatni w 2016 roku wyruszyłem na trening biegowy… krótki, wzmacniający łydki i Achillesa… nie mogę powiedzieć, aby było lekko, lecz jak ktoś powiedział „sam tego chciałem”… pisząc, iż nie było lekko, nie mam zamiaru się użalać, lecz tylko pokazać, iż treningi nie zawsze wyglądają jak sielanka… ktoś patrzy z boku „gość sobie biegnie, patrz w ogóle się nie męczy”… a u biegacza trwa walka, której nie widać gołym okiem… walka z zmęczeniem, które ma zaprocentować w przyszłości dobrymi wynikami oraz przede wszystkim, która pomimo wysiłku sprawia tak naprawdę radość z pokonywania „samego siebie”… pasja jest pasją… nie zrozumie tego ten, kto jej nie ma… i tyle dygresji…
… wracając do treningu… wybiegane 4000 metrów o zróżnicowanym ukształtowaniu terenu… późniejsze prawie 2. kilometrowe „schładzanie” marszem… spokojne tempo biegu, które mimo wszystko przypomina, poprzez włożony w nie wysiłek, iż niedawno wróciłem z powrotem do treningów… jak również dystans, stanowiący początek nowej biegowej drogi… bosej drogi… a jak wyglądała trasa?… rzuć okiem na poniższą grafikę…
… kończąc życzę Wam na nadchodzący 2017 rok, wielu wygranych walk „z samym sobą”, spełnienia Waszych ambitnych planów, choć jednej „życiowi” oraz szczerej (dziecięcej) radości z faktu, iż biegacie…
Dodaj komentarz