W 80 minut… tam i z powrotem…

Podążając za Juliuszem Verne i jego „w 80 dni dookoła świata”, dziś odbyłem swoją podroż w 80 minut tam i z powrotem…

… w planach wybieganie „po prostym”… chwilę się zastanawiałem dokąd „lecieć”… wybór padł na wycieczkę w stronę Nawojowej i dalej dokąd starczy czasu… alternatywą był bieg wzdłuż Kamienicy w stronę centrum Nowego Sącza… teraz z perspektywy czasu, wiem, iż następnym razem wybiorę drugą trasę…  dlaczego?…  gdyż jest to trasa crossowa i powinna wedle założeń być bardziej „po prostym”… ma jeden minus… trochę mnie nudzi…

…wybrany przeze mnie wariant, miał być idealny pod względem profilu…asfalt… lecz po wczorajszych mocnych akcentach, dziś teoretycznie będzie trochę spokojniej… na pierwszy „rzut oka” droga wydaje się prosta… na pierwszy… gdyż na „drugi”, szczególnie ten na profil to już taka nie jest… o dziwo… wszystko jest względne… w zależności czyn się poruszasz, tak odczuwasz niwelację terenu…

trening_12_maja_2016_biegam_bo_pl

… przejazdy do domów, tworzą na chodnikach „fale”, które wytrącają z rytmu… z jednej strony jest to denerwujące… z drugiej motywuje/zmusza do pracy nad jego utrzymaniem… tak to sobie biegnę, aż docieram do podbiegu w Frycowej, w połowie którego robię nawrotkę i podążam dalej…

… jeszcze jedno słowo odnośnie „wdrapywania” się pod górkę… gdy tylko się zaczął, nie chciałem tracić, w miarę równego, rytmu i co się okazało?… biegłem mocniej niż przez miniony dystans… zbierając, nogi „ożyły” i to nie tylko przez moment, lecz przez całą drogę powrotną, zwiększając,  bez wymuszania, tempo o prawie 30 sekund na kilometrze… czy to wynik „dogrzania”, efektu „powrotu”, czy też batonika, który podtrzymał „energię”, tego jeszcze nie wiem… na kolejnych treningach muszę powtarzać zastosowaną dziś sekwencję: po kilkunastu minutach biegu – batonik oraz co ok. 10 minut trzy łyki wody… zobaczymy czy uda się z tego wyciągnąć jakieś konkretne wnioski…

… po raz kolejny do głowy wpadały myśli, iż w końcu muszę się wziąć za swoje odżywianie, przez które, w tym momencie, zapewne dużo tracę na treningach i przy regeneracji…

… rozciąganie i kalistenika ze „stabilizacją” też dały popalić… 30 minut ćwiczeń, zaraz po biegu z deserem w postaci „mostków”…  w sumie 130 minut ciągłego wysiłku… po, którym „wszamałem” zasłużone naleśniki z bananami… mniam… jeszcze uzupełnianie płynów i aktywny wieczór zbliża się ku końcowi…

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*