Trucht i marsz…

Dzisiaj po kolejnym dniu, zwieńczonym późnym powrotem do domu, jestem padnięty… czym ten dzień różni się od innych, równie męczących?… otóż, drogę na kurs i z powrotem dokonałem pieszo (w obuwiu – wszak były to zajęcia w Straży) i to jeszcze pod obciążeniem (plecak ważył „parę” kilo)… w sumie wyszło 14 km… dodając do tego 2 x 1 km. trucht na bosaka (w tym jeden z ponad 30 kg., tj. wózkiem dziecięcym z Dzieciakami), stwierdzam z czystym sumieniem, iż „dołożyłem” (z punktu widzenia prawnie dwumiesięcznej przerwy) dziś stawom i mięśniom… nie zapominajmy jeszcze o tradycyjnej kalistenice, to mamy aktywny, w ćwiczenia, dzień…

… jeszcze brakuje mi treningów biegowych i mógłbym powiedzieć, iż „wróciłem do normalności”… mojej normalności… normalności, którą jest dzień wypełniony, przede wszystkim, bieganiem… i oto chodzi… spełniać się i cieszyć życiem… polecam Ci znalezienie, odpowiadającej Tobie, formy aktywności fizycznej…

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

1 Trackback / Pingback

  1. Ważna sprawa… nie tylko na dwóch kółkach… | biegam, bo… – moja przygoda z bieganiem

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*