
Dzisiaj po kolejnym dniu, zwieńczonym późnym powrotem do domu, jestem padnięty… czym ten dzień różni się od innych, równie męczących?… otóż, drogę na kurs i z powrotem dokonałem pieszo (w obuwiu – wszak były to zajęcia w Straży) i to jeszcze pod obciążeniem (plecak ważył „parę” kilo)… w sumie wyszło 14 km… dodając do tego 2 x 1 km. trucht na bosaka (w tym jeden z ponad 30 kg., tj. wózkiem dziecięcym z Dzieciakami), stwierdzam z czystym sumieniem, iż „dołożyłem” (z punktu widzenia prawnie dwumiesięcznej przerwy) dziś stawom i mięśniom… nie zapominajmy jeszcze o tradycyjnej kalistenice, to mamy aktywny, w ćwiczenia, dzień…
… jeszcze brakuje mi treningów biegowych i mógłbym powiedzieć, iż „wróciłem do normalności”… mojej normalności… normalności, którą jest dzień wypełniony, przede wszystkim, bieganiem… i oto chodzi… spełniać się i cieszyć życiem… polecam Ci znalezienie, odpowiadającej Tobie, formy aktywności fizycznej…
Dodaj komentarz