
Zamiast wieczornych „mostków”, dziś zafundowałem sobie prawdziwy trening drwala… spacer z „metrówkami” i ich dłuższym kolegą… wymachy z siekierą w ręku… przetaczanie i wtaczanie pod górę nieforemnego pnia… skłony, połączone ze zbieraniem chrustu…
… czy coś Ci to przypomina?… do mnie wróciły wspomnienia z zeszłorocznego biegu… jakiego?… co najmniej, jakbym miał się przygotowywać do Runmageddonu…
… pomimo, iż plan treningowy uległ zmianie, nie mam wyrzutów sumienia… tak czasami bywa… najważniejsze, że organizmowi dostarczyłem porcję wysiłku…
Dodaj komentarz