
Trening nie jest od bicia rekordów czasowych – ta myśl jak bumerang powraca do mnie od czasu do czasu… to płynie ona z ust Andrzeja, to znów napotykam ją przy innych okolicznościach… tak było i tym razem, gdy w niedzielny wieczór czytałem artykuł z uczestnikiem Rzeźnika Ultra… wspomina on powyższe słowa jako radę swojego fizjoterapeuty… z nią (tą myślą) rozpocząłem dzisiejszy poranny (o godz. 6) trening i kolejną w moim życiu „dychę”… z niewiadomych przyczyn, podczas biegu, nie mogłem się od niej odgonić, więc powoli staram się z nią oswoić i zaakceptować… wybieguję kolejne kilometry z ochotą na częstsze i dłuższe „przebieżki”… czas, który dziś osiągnąłem (49:32 min.), jakby chciał potwierdzić słuszność mojego rozważania… z tą myślą i może z mniejszym obciążeniem psychicznym da się biegać, lecz łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić… czas pokaże… ogólnie czuję się trochę zmęczony… przyczyny tego stanu (biorąc pod uwagę wcześniejsze obserwacje oraz treningi) doszukuję się w niewyspaniu, gdyż weekend nie upłynął mi pod znakiem fizycznej aktywności…
… wieczorne ćwiczenia przebiegły sprawnie, pobudzając mnie do życia… nic w tym temacie więcej nie będę tworzył…
Dodaj komentarz