
Dziś według rozpiski treningowej bieg na dystansie 10 km, tylko, że ma być… na luzie, wolno… bez spiny na jakikolwiek wynik… i… udało się… udało się powstrzymać od normalnego tempa… a co za tym idzie, osiągnąć dotychczas najgorszy czas, tj. 54:42 min.… prafarazując jedną z nagród filmowych, powinienem otrzymać „życiową malinę”… podudzia wydają mi się bardziej twarde, zbite, natomiast mięśnie ud jakby bardziej rozluźnione niż po „zwyczajnym” biegu… pora na małe co nie co i kontynuację treningu w formie kalisteniki…
… zmiana w ćwiczeniach wyglądała niepozornie… dotychczasowy element, który przy małej liczbie powtórzeń nie wylewał znaczących ilości potu, po zwiększeniu ich liczby okazał się niezłym zraszaczem skóry, która pokryła się „brylantyną” ;)…
Dodaj komentarz