
Tym razem stwierdzenie „bez wody” ma mieć pozytywny wydźwięk (w przeciwieństwie do postu http://biegambo.pl/lekcja-pokory-i-szacunku/)… ale od początku… pomysł, a raczej myśl, aby na trasę nie brać dziś butelki z wodą pojawiła się w czasie rozgrzewki przed wieczornym biegiem… z nadzieją, iż nie będę żałował tej decyzji, jak pomyślałem tak zrobiłem… więc biegnę… trasa dobrze znana, gdyż często przeze mnie wydeptywana… nawet początkowe, nie do końca zachowawcze tempo, z każdym kilometrem sprawiało wrażenie szybszego… i cóż?…
… tu zdradzę plan na dzisiejszy trening biegowy i co ma wspólnego z szaleństwem… spokojne 10 km na rozbieganie + 4 kilometry w tempie w granicach 4:50 min./kilometr… a co wyszło… 10 km w tempie 4:51 min./km oraz 4 km w tempie 4:43 min./km… patrząc na ostatnie przebieżki, które realizowałem, zgodnie z często powtarzaną myślą, iż trening jest od wybiegania, a nie od bicia rekordów, dzisiejszy okazał się małym szaleństwem…
… po obowiązkowym rozciąganiu, pora na wieczorną dawkę ćwiczeń… nogi choć zmęczone, dały radę… a organizm bojąc się przegrzania, podczas ostatniego w tym dniu wysiłku fizycznego, włączył swój „potliwy” zraszacz… nie ma to jak czuć się we własnym domu, tak jakby przed chwilą wyszło się z rzeki…
Dodaj komentarz