Świąteczny prezent od Aniołka…

Świąteczny i przednoworoczny czas nie sprzyja pisaniu, lecz z rodziną (nie tylko „blogową”) czasu spędzaniu… stąd też dziś podzielę się z Wami radością, z prezentu, który w otrzymałem od Aniołka (tak, tego, który w lokalnym zwyczaju, pozostawia grzecznym dzieciom „co nie co” pod choinką)… cóż to był za pakunek?… nie jeden, lecz nawet trzy, czyli trzy treningi, podczas których „powróciły zeszłosezonowe nogi” niosąc mnie odpowiednio na następujące tempa: 4:45/km (dystans: 8,01 km), 4:41/km (dystans: 6,01 km), 4:45/km (dystans: 10,01 km)… trochę świątecznego szaleństwa, które nieplanowane „samo wyszło” – mam nadzieję, iż na dobre… psychicznie, na pewno, gdyż było mi to potrzebne, abym z powrotem poczuł, że „mam w nogach moc”… muszę, jednak pamiętać, iż to dopiero początek okresu przygotowawczego i nie należy przesadzać… tylko małymi łyżkami można się najeść – dużymi można się zadławić…

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

1 Trackback / Pingback

  1. A po dniu… | biegam, bo… – moja przygoda z bieganiem

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*