
Wielka Sobota…
Koszyk, pisanki, wędliny, itd… innymi słowy, rodzinne święcenie pokarmów… w ten radosny (gdyż spędzony z Bliskimi) dzień, postanowiłem wieczorem „zrobić” sobie trening, aby po dwutygodniowej przerwie po ostatnich dwóch półmaratonach (Gdynia: http://biegambo.pl/krok-pierwszy-gdynia/, Poznań: http://biegambo.pl/krok-drugi-poznan/), od najbliższego poniedziałku wrócić do regularnego biegania…
Kop…
… trening, a raczej krótka (2 km.) przebieżka sprawdzająco – rozruchowo – motywacyjna… taka miała być i taka wyszła… dostałem pozytywnego kopa i o to chodziło… chciałem zobaczyć jak organizm zareagował na taka przerwę oraz… przypomnieć stopom, że mają za zadanie biegać (a nie tylko spacerować boso)…
Ciekawe czy…
Nie wypluwając z siebie płuc, przebierałem żwawo nogami… za tą nonszalancja przemówił krótki, zaplanowany na dziś, dystans… i motywacja osiągnęła średnie tempo 04:30 min./km… jak na dotychczasowe bose treningi to sobie poszalałem i ku mojej uciesze podbudowałem się, iż w myśl, wyznawanej przez mnie teorii, można szybko biegać boso (wiem,szybko to pojecie względne, odnoszę to do siebie)… jestem ciekaw czy przy wydłużeniu dystansu, docelowo w tym roku, będę w stanie przebiec w tym tempie półmaraton…
Nie zamierzone…
I tu przypomniał mi się komentarz Pana Remigiusza (http://biegambo.pl/zyciowki/), który podzielił się swoimi spostrzeżeniami odnośnie moich wyników i w sumie, w niezamierzony sposób (wcześniej biegałem, a później pojawił się komentarz), wskazałem zbliżony do Jego sugestii czas, który chciałbym osiągnąć… przypadek?… nie sądzę… w życiu wszystko ma swój odpowiedni czas i miejsce…
„Bez zwłoki”…
Po 2000 metrach, przyszła pora na kilometrowe schłodzenie mięśni… po co?… aby dać spokojnie przejść „w stan spoczynku” rozciągniętym mięśniom i nie „płacić” później za to dzisiejsze „śmiganie”… a zaraz po tym, „krioterapia” w Kamienicy (rzece, która przepływa w pobliżu mojego domu)… 04 minuty w chłodnej, bieżącej wodzie czynią cuda… na początku czuję zimno, stopu kostnieją, a w miarę podnoszenia się poziomu wody i przyzwyczajania się organizmu, przychodzi upragnione odprężenie… „ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal”…
Dwa dni później…
Poniedziałek Wielkanocny „zapukał do drzwi”… pora wcielić plan o powrocie do regularnego biegania w życie… w międzyczasie do moich oczu dotarły wiadomości o społecznej akcji, udzielenia, sądeckiemu sportowcowi Tomkowi Brzeskiemu (który uległ poważnemu wypadkowi, podczas startu w zawodach), wsparcia… nie tylko modlitewnego (o którym Cię Tomku zapewniam od chwili, w której dowiedziałem się o Twoim wypadku), lecz także w formie „poświęcenia” swojej aktywności sportowej w intencji szybkiego powrotu Tomka do zdrowia i sportu (więcej informacji o akcji: https://www.facebook.com/piatkadlatomka/?fref=ts)… stąd też w naturalny sposób postanowiłem „oddać Tomkowi” dzisiejszy trening (zapewne nie ostatni) i…
Podwójna #piatkadlatomka…
… zaproponowałem to swojemu Tacie, który co prawda chciał dziś biegać, lecz nie dokładnie 5 km., a tradycyjne 30 min…. zachęcony przeze mnie do „wzbudzenia intencji” zrobił to… przebiegł 5 kilometrów (a dokładnie 5,11 km), choć ich nie planował…co znaczy poświęcenie dla szczytnego celu… dumny Ojciec i dumny z Jego sportowej aktywności syn… czy coś więcej trzeba komentować?… wspólny bieg, stąd podwójna piątka…a oto jej profil…
Dodaj komentarz