Powrót…

Po tygodniowym, wymuszonym infekcją wirusową i „domęczeniem” kolan, roztrenowaniu, powróciłem do treningów: biegowego i kalisteniki…

…zaplanowana 10 km. przebieżka „na tętno”,  miała za zadanie znów mnie rozruszać… Rzeźniczek już za 6 tygodni, a ja co chwilę mam „przerwy”… ten sezon nie zaczyna się dla mnie zgodnie z planami, ale… czy to szczęście czy nieszczęście, kto to wie…

…ruszyłem, więc w trasę,  oglądając się na zadane tętno… na ok. 1,5 km. prawe kolano na moment o sobie przypomniało, lecz za chwilę dyskomfort z tym związany „rozszedł się po kościach”… mimo to w głowie pojawiły się myśli, dlaczego mi się to przytrafia… bez uzyskania autoodpowiedzi, biegłem dalej…

…tętno od czasu do czasu hamowało tempo biegu, lecz dzielnie się do niego przystosowywałem…

…późniejszy etap przyniósł niestety czarne myśli… tak, takie też się zdarzają, mimo, iż biegasz z pasją, „optymizmem” i godzinami mógłbyś rozmawiać o bieganiu… ale co je „przywiało”?… mianowicie, kolana zrobiły się ociężałe, a nieszczęsne prawe kolano kolejny raz pobolewalo… trudno określić rodzaj „bólu”… coś porównywalnego z bólem reumatycznym a skrzypiącymi nawiasami… myślisz sobie „może pierdyknąć tym wszystkim i skupić się tylko na jednym celu/biegu, dać sobie spokój z intensywnością treningów i dużo spokojniej przygotować się” tylko” do jesiennego maratonu”…

…na szczęście, te ciemne plamy na twojej pasji, znikają… dziś zostały „wyprane”, podczas wieczornej kalisteniki… na nowo czujesz po co to robisz i widzisz w tym sens (mimo, iż kolano nie odpuszcza)…

…miłe zakończenie kolejnego, nie zapowiadającego nic nadzwyczajnego, treningu…

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*