Poranne przemyślenia…

Poranna pobudka, rzut oka przez okno… i co widzę?… okoliczne górki i pagórki pokryte śniegiem… zapowiada się niezły spadek temperatury… otwieram okno i czuję, iż moja teza jest słuszna… wyjście na pole, nie pozostawia wątpliwości… jest „kosa”… najgorsze w tym wszystkim jest to, iż taka zmiana nastąpiła z dnia na dzień… organizm nie zdążył się do niej przyzwyczaić…

… zastanawiam się jak dzisiaj wyjść z domu… boso czy w sandałach…  zapada decyzja, iż aby nie „załatwić” stawów udam się na spacer w sandałach… stopy będą miały chwilę na „zapoznanie się” z nowymi warunkami atmosferycznymi… jak pomyślałem, tak uczyniłem…

… połowę trasy przeszedłem w sandałach, natomiast wracając z powrotem, zrzuciłem je, aby sprawdzić czy stopy „złapały” już nową temperaturę… i tu podzielę się z Tobą swoim przemyśleniem…

… na obecnym etapie ”bosego życia”, gdy maszeruję (w niższych temperaturach) na boska po suchej nawierzchni to stopy nie przejawiają oznak zmarznięcia, jednakże jak tylko chwilę przeszedłem po mokrej jezdni, czy chodniku, od razu pojawiał się ból…

… wtedy też, aby „nie przegiąć” założyłem na chwilę sandały, by znów po kilkuset metrach, zdjąć je na poczet „suchego lądu”… takim to sposobem, dziś w bezpieczny sposób, zaprzyjaźniałem się z chłodem…

… powrót do domu… ciepła herbata i śniadanie, krótka (15 min.) „wizyta w skarpetach” oraz „tysiączka” wit. C… hartujemy się…

p.s. w sumie przeszedłem tylko ok. 900 metrów (nie licząc domowych i przydomowych „kroków”; przy zwyczajowych 4 km)… taki dzień…

 

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*