
Pięknie, kurde pięknie… po poniedziałkowej awarii, która spowodowała utykanie na prawą nogę, z nadzieją, iż rozejdzie się to po kościach, zacząłem poranny trening… tradycyjna rozgrzewka, a w międzyczasie próba przetruchtania paru metrów, zakończona, o dziwo, bezbolesnym wynikiem…
… także ruszamy w drogę… na dziś zaplanowane bieganie w zmiennym tempie przez 75 min…. 3…2…1… start… pierwsze metry… noga spokojna, nie daje o sobie znać… jest dobrze… biegnę dalej… mijam 300. metr i z bólu odskakuję nogą… co za dziadostwo… to dopiero początek… może uda się to rozbiegać? – pytam sam siebie… próbuję, więc biec dalej, lecz to, tak naprawdę moje kuśtykanie, a nie bieg, nie przynosi pożądanych skutków… stopa boli jeszcze bardziej… z bólem serca decyduję się jednak zawrócić… w dalszym ciągu staram się, wiedziony dobrą myślą, nie ustawać w podjętym zadaniu rozbiegania stopy… wszystko na nic… w sumie „przewlokłem” się przez kilometr i… niestety koniec treningu… 1 kilometr w tym czasie… szok i porażka…
… co to za znaki? sugestie?czy może kolejna próba sprawdzenia mojego charakteru? czy też po prostu niefart, nieuwaga kosztująca kolejną przerwę w treningach?… c przecież wczoraj, na tanecznej próbie, wydawało się, ze powinno już być w porządku, że to tylko zwykły uraz, który „sam przejdzie”…
… teraz, po obserwacji mojego dzisiejszego biegania, wydaje mi się, iż wczoraj tak jak dziś w drodze powrotnej, stopa układała się nieprawidłowo na wewnętrznej swojej części, odciążając tym samym, sprawiającą ból, jej zewnętrzną krawędź… trzeba to sprawdzić, gdyż dalsze próby „siłowego” rozwiązania problemu, mogą nie tylko uszkodzić samą stopę, lecz spowodować o wiele cięższą kontuzję stawu kolanowego… co tym bardziej wykluczyłoby mnie na długi okres z treningów…
Dodaj komentarz