
Dziś podczas Biegu Niepodległości w Rytrze, po raz pierwszy wystąpiłem w roli pacemarkera… jednak nie takiego w czystym rozumieniu tego słowa, lecz takiego który z założenia miał nie trzymać się stałego tempa, lecz pozwolić biegaczowi biec swoim rytmem… moje zadanie polegało „jedynie,” na udzielaniu wsparcia i motywowania go do zwiększonej, w miarę jego możliwości, aktywności biegowej…
… bieg… marsz… bieg… marsz i coraz dłuższe odcinki biegu… stawianie celów o przebiegnięciu danego odcinka od do… od słupka do zakrętu… to znów od koparki do początku mocniejszego podbiegu… itp., itd…. zachęcanie do łapania równego rytmu oddechu… aż do samowolnej mocnej końcówki, połączonej z wyprzedzeniem zawodniczki, przed ostatnią prostą… praktycznie na ostatnim zakręcie…
… cóż osiągnął mój Tata, gdyż to własnie jemu towarzyszyłem podczas debiutu na dystansie 5 km?… przede wszystkim pokonał sam siebie, swoje niepewności, swoje „ale” chyba nie dam rady… poza tym świetny, gdyż życiowy, wynik 32 min. 12 sek (pierwszy swój bieg, tzn. Bieg Bejorów, na dystansie ok. 4.75 km, pokonał w czasie ok. 42 min.)… jest progres motywujący początkującego biegacza do dalszych treningów…
… kończąc to krótkie wspomnienie, gratuluję Tacie determinacji i sportowej postawy…
fot. Maria Tomasiak
fot. Natalia Podsadowska
… a i oto film z linii startu…
źródło: facebook-owy profil Visegrad Maraton Rytro
/profil trasy/
p.s. a cóż dał mi osobiście ten start?.. choć oficjalnie nie byłem jego uczestnikiem – nie miałem nadanego numeru startowego, dzięki atmosferze panującej podczas biegu, czułem się jego częścią… poza tym było to dla mnie ciekawe doświadczenie, gdyż nie skupiałem się na sobie i swoim wyniku, lecz na drugiej osobie, dla której miałem być wsparciem… po trzecie, organizm, a dokładniej lewe kolano, pomimo lekkiego wysiłku, pokazało, iż dalej coś z nim jest nie tak (co było dla mnie zaskoczeniem, gdyż Bieg Bejorów – http://biegambo.pl/pierwszy-bosy-bejor/– przebiegłem w mocniejszym tempie i nic mi nie dolegało)… może to kwestia butów, gdyż przyznam się bez bicia, iż z wielu względów, w nich dzisiaj biegłem, choć były to zwykle buty sportowe, a nie biegowe… nie mniej jednak trzeba solidniej wziąć się za znalezienie przyczyny takiego stanu zdrowia… po czwarte, a raczej powinno być po pierwsze, radość, radość i jeszcze raz radość…
p.s. o wspomnianym „ale” „popełniłem” mój niedawny wpis pt. „Sezon na „ale””… zapraszam do jego lektury…
Dodaj komentarz