
W tym tygodniu wracam na asfalt i na w miarę płaskie odcinki. Dziś, pomimo już późnej pory (dochodzi 18.30), pogoda iście letnia… stąd decyzja, aby pobiec „na krótko”: koszulka z krótkim rękawem oraz krótkie spodenki… ach, jak przyjemnie…
… plan treningowy nie kryje żadnych kombinacji… mam sobie, spokojnie bez zwracania uwagi na żadne parametry, przebiec 10 km… tak też uczyniłem, przy czym nie tylko na nie nie patrzyłem, lecz również pozwoliłem sobie na nonszalancję, przejawiającą się „na puszczeniu” tempa biegu „jak nogi poniosą”, tj. nie kontrolowałem się na początkowym odcinku (zwykle uważam, aby nie przesadzić ze zbyt szybkim tempem, aby nie „wystrzelać” się z energii już na pierwszych kilometrach), lecz leciałem przed siebie nie bojąc się wspomnianych powyżej konsekwencji…
… skutek?… powrót uważam za udany… sam przebieg biegu mogę streścić w słowach „bez dociskania, ale także bez zbytniego luzu”…
Dodaj komentarz