Krok trzeci: Białystok…

„… długa droga przed nami trud i znój, po zwycięstwo my młodzi idziemy na bój” (oczywiście sportowy)… jadąc na kolejne zawody, przybliżające mnie do upragnionego tytułu „Pierwszego bosego zdobywcy Korony Polskich Półmaratonów”, nie zdawałem sobie sprawy jak prorocze mogą okazać się te słowa… obiektywnie, najszybszy bosy półmaratończyk w Białymstoku, z nowym bosym rekordem życiowym na poziomie 01:53:04, ale…

Ruszamy…

W piątkowy wczesny ranek, gdyż już o godz. 03:00, jestem na nogach… ogarniecie się i przed godz. 04:00 maszeruję z bagażem na pobliski peron… ku niemiłemu zaskoczeniu cały czas pada deszcz… w takiej scenerii zaczyna się moja przygoda z 5. PKO Białystok Półmaratonem…

Stuk, puk…

Z takim odgłosem, najczęściej kojarzy się podróż pociągiem… faktycznie starsze składy, którymi jeszcze zdarza się przemieszczać, potwierdzają to przekonanie… na szczęście coraz częściej można poczuć komfort podczas jazdy w nowym taborze… trasa Nowy Sącz – Kraków – Warszawa – Białystok z dwoma przesiadkami, upłynęła leniwie i po godz 14. byłem już na miejscu…

Jeszcze trochę dnia zostało…

Trzeba było się jakoś zorganizować, aby nie zmarnować popołudnia… spacer z dworca do East Apartments, w którym, dzięki przychylności Pani Emilii Rutkowskiej, spędziłem swoją pierwszą noc na Podlasiu, złapanie „czegoś na ząb” i pora ruszyć pod Pałac Branickich, aby odebrać pakiet startowy i wystąpić w charakterze Ambasadora… ale o tym niżej…

Dygresja: w innym świecie…

Aura, jaka mnie zastała w Białymstoku była z goła odmienna od panującej w rodzinnych stronach (chłodno i deszczowo)… świecące słońce, pomimo podmuchów wiatru, nastrajało optymistycznie… ciepło, lecz nie za gorąco… z ciekawością czekałem na to co przyniosą kolejne godziny i w jakich warunkach przyjdzie biegać w niedzielę…

Czas na obowiązki…

Jako, iż jestem Ambasadorem Festiwalu Biegów w Krynicy Zdrój, wyjazd do Białegostoku był dla mnie nie tylko momentem sportowych zmagań, lecz również był okazją na wywiązanie się powziętych zobowiązań… pogaduszki z napotkanymi biegaczami z całego kraju, pozwoliły zachęcić część z nich do udziału w wrześniowych zawodach… powiązanie miłego z pożytecznym… nie mogę nie wspomnieć o poznaniu innych Ambasadorów, a raczej Ambasadorek i ich podopiecznych… innymi słowy, pozabiegowe, o bieganiu, piątkowo – sobotnie przygody…

Noc nadchodzi…

Późna kolacja, którą uratował dorsz z warzywami (i frytkami, przyznam się bez bicia), spałaszowany z radością w jednym z moich ulubionych lokali gastronomicznych, których szukam, gdy jestem w nieznanym mi mieście… uff… na szczęście w Białymstoku udało się go odnaleźć… popołudniowo – wieczorne marsze i „pękło” 5 kilometrów na rozruch…

Kto rano wstaje…

Tym razem, inaczej niż zwykle, jestem skłonny dokończyć przysłowie „Kto rano wstaje…, z temu Bozia daje, na… ten chodzi niewyspany”… sobotni poranek mija niezwykle szybko, gdyż wczoraj położyłem się spać dopiero po 23 (patrz wyżej…), pobudka na raty, gdyż już przed szóstą rano organizm zaczął się wybudzać, a z drugiej strony zmęczenie jeszcze nie ustąpiło… i tak to jeszcze zanim zadzwonił budzik byłem już „w świecie żywych”…

Rozmowa „nie” kontrolowana…

Rozmowa telefoniczna i… już dzień zaczyna się od miłego spotkania… wizyta Pani Emilii, Właścicielki East Apartments, która przed wspomnianym wyjściem na tzw. „kawę”, zaproponowała mi podwiezienie do innego Hotelu, w którym miałem spędzić kolejna noc (w East Apartments, niestety apartament był zarezerwowany, a ja stosunkowo późno zacząłem szukać noclegu)… jazda po mieście, zostawienie bagaży drugim lokum, udana próba znalezienia wolnego miejsca parkingowego, by w końcu usiąść wygodnie w kawiarnianym ogródku… rozmowy na temat życia pasją, itp…. pożegnanie i każdy wraca do swoich zajęć…

Z historią zza pan brat…

Postanowiłem skorzystać z okazji i odwiedzić pobliskie, „prawie zza płotem”, Muzeum Wojska… po jego zwiedzeniu, nie żałowałem tej decyzji… cząstka po cząstce naszej obronności przedstawiona w chronologiczny sposób… każda z sal wprowadza w rozwój myśli militarnej… jednak osobiście nie broń i wyposażenie żołnierzy najbardziej pozostały w mojej pamięci… zatem co?… wspomnienia żołnierzy, partyzantów, osób, które przeżyły likwidację Getta… w tym jedno ze świadectw, w którym pewna Pani opowiada, jak podczas likwidacji białostockiego Getta, mały chłopiec ustawiony przez oprawców w szeregu, rzucił mu twarz, żarówkę wypełnioną kwasem solnym… wola walki o życie, wola walki o honorową śmierć… wyjazdy na zawody to także okazja do zadumy… z mniej poważnych rzeczy i przyjemnych, moją uwagę zwrócił stary telefon, w słuchawce, którego, po wykręceniu odpowiedniego numeru, można było usłyszeć pieśni patriotyczne/wojskowe…

Wracamy do sportu…

Z muzeum udałem się na, dobrze mi już znany, plac przed pałacem Branickich, gdzie, jak wspomniałem udzielałem się ponownie jako Ambasador Festiwalu Biegów… wcześniejsze, niż wczoraj, „cześć, cześć” i pora na zakupy spożywcze oraz posiłek… pojedzony, zadowolony ruszyłem w trzykilometrowy spacer do Hotelu Podlasie, w którym dzięki nawiązanej współpracy mogłem liczyć na ulgowe traktowanie…

Dygresja: niemiłe zaskoczenie…

Na półmaraton pojechałem bez żeli energetycznych, które postanowiłem zakupić na miejscu… dotychczas nie było z tym problemów… niestety w Białymstoku o „mojej marce” żeli, albo nikt nie słyszał, albo nie było go w ofercie… nie chcąc eksperymentować „na żołądku”, zdecydowałem startować bez nich, a podczas biegu skorzystać z punktu żywieniowego…

Z internetu do „realu”…

Miało to miejsce tuż przed startem i tym razem nie wspomnę tu o tradycyjnej rozgrzewce oraz podobnych sprawunkach, lecz o spotkaniu z innymi biegaczkami i biegaczami, którzy powzięli sobie, podobnie do mnie, za tegoroczny cel, zdobycie Korony Polskich Półmaratonów… okazją do zobaczenia „na żywo” twarzy, które kojarzyłem z jednej z grup biegowych w mediach społecznościowych, była akcja wspólnego przedbiegowego zdjęcia walczących o „Koronę”… ku uciesze wszystkich, trochę nas się uzbierało…

/fot. Sabina Bogacka/

I to na co czekacie, czyli co nie co o samym biegu…

Start honorowy, zaczął się od przechadzki po „kocich łbach”, czy jak kto woli otoczakach… tak, przechadzki, ze względu na wąską bramę, którą musieliśmy przekroczyć, aby wybiec „na ulicę”… i już po paru metrach zaczęło się prawdziwe ściganie… pierwszy zakręt, pierwsza prosta i nogi same „prują” do przodu… psychologia tłumu… sam do siebie mówię „nie spal się na początku”… kontrola oddechu, samopoczucia i na końcu tempa… tak to mijają kolejne kilometry zmagań… jest dobrze, a nawet lepiej niż się spodziewałem… bez „przypału”, jak to mawia teraz młodsza młodzież, raz w górę, raz w dół… urozmaicony profil trasy pozwala sprawdzić stan przygotowań do półmaratonu…

/profil półmaratonu/

… „dyszka” minęła szybko i pozwalała optymistycznie patrzyć na dalszy dystans… jednak temperatura nie pozwalała o sobie zapomnieć… systematyczne nawodnienie, gdyż jak to mam w zwyczaju, biegłem z bukłakiem na plecach, uzupełnia „potne” straty… jako, iż na trasie nie towarzyszył mi żel energetyczny, na punkcie odżywczym zlokalizowanym na 14. kilometrze „przegryzłem” jeszcze dwa kawałki banana… dystans się skraca…

Odcięcie…

Do 16 kilometra wszystko szło zgodnie z planem, a nawet „z nawiązką”… na 17. tempo (albo jak kto woli ja) trochę zwolniło… a między 18. a 20. km nastąpiło „odcięcie”… i to trochę dziwne… dlaczego?… gdyż nie traciłem stopniowo sił, lecz nagle nogi jakby stanęły w miejscu… „parametry” były w porządku, głowa chciała biec, stopy „grały jak trzeba”, tylko nogi, jakby się zacięły… „nie, nie przejdę do marszu! walczymy dalej! – mówiłem sam do siebie…. co było przyczyną tej nieplanowanej sytuacji?… może to niespodziewana aura, która ze względu na wysoką temperaturę, zafundowała organizmowi szok termiczny… może zbyt małe nawodnienie, jak na dzisiejsze warunki (to taka myśl po wieczornej rozmowie z Trenerem), może zbyt mocna taktyka, może… każdy bieg uczy czegoś nowego… pewne przemyślenia zostają na postartowe treningi… niby się o pewnych rzeczach wie, lecz tak „życie” pokazuje nam różne smaki „w praniu”… na szczęście zostało jeszcze 1097,5 metra…

Prawie jak fakir…

Ostatni kilometr… podbieg… zakręt… wbiegam na most… potem chwilę z górki i… prosta… prosta, której moje stopy długo nie zapomną… prosta, na której je bardziej „doświadczyłem” niż podczas całego półmaratonu… kończy się asfalt i ponownie zaczyna się „rzeź niewiniątek”… tym razem to ostatnia ostra kostka brukowa na trasie, która wprowadziła mnie na metę… jako, iż udało się zmotywować nogi do końcowego wysiłku w tym dniu, przy głośnym wsparciu Pacemakerów, prowadzących na 1:55 h, za które w tym momencie im dziękuję, ręce zaczęły mocno pracować, zęby zacisnęły się i ruszyłem, prawie dosłownie, jak fakir po gwoździach, po bruku… krok za krokiem, by po 01:53:04, z nowym bosym rekordem życiowym, ku swojej radości (z małym „ale”- czytaj „Odcięcie…”), minąć linię mety…

/fot. zdjęcie z mety – różnica międzyczasem na zdjęciu a oficjalnym wzięła się z tego, iż nie mając telefonu przy sobie, podałem wtedy czas z zegarka – stąd wynika, iż włączyłem go nieznacznie wcześniej niż przekroczyłem linię startu lub nieznacznie później na mecie; źródło: Organizator 5. PKO Białystok Półmaratonu, aplikacja Pic2Go-Appl/

Zamiast Kamienicy…

Co mam na myśli?… po raz pierwszy na zawodach spotkałem się z „strefą chłodu”… świetny pomysł!… wejście do baniaka z lodowatą wodą, sprawiło wielką ulgę zmęczonym mięśniom i stopom… pierwsze zanurzenie, jak zwykle najmniej przyjemne, lecz po krótkim „suszeniu” w promieniach słonecznych, kolejne serie były już miłym pobiegowym akcentem… tym razem lodowe rozmowy, zastąpiły krioterapię w Kamienicy, tj. rzece, która przepływa w pobliżu mojego domu i w której staram się kończyć każdy trening…

Biegając, pomagać…

Raz, dwa, trzy, pomagasz Ty… tym razem oddając się swojej biegowej pasji, mogłem pomóc 15 – letniemu Michałowi, który urodził się z złożoną wadą serca i potrzebuje środków na kolejną operację… zdrowia Michale!… jednocześnie, pokonując kolejne kilometry w Białymstoku, wsparłem zbiórkę na sprzęt ratowniczy, organizowaną przez Grupę Ratownictwa Specjalistycznego Ochotniczej Straży Pożarnej Łódź – Jędrzejów… powodzenia Druhny i Druhowie!… biegacze, pomagajmy kiedy się da… okazja zawsze się znajdzie…

Droga do Korony…

5. PKO Białystok Półmaraton jest moim trzecim krokiem do uzyskania miana „Pierwszego bosego zdobywcy Korony Polskich Półmaratonów”… razem z dwoma poprzednimi startami, 10. PKO Poznań Półmaratonem oraz ONICO Gdynia Półmaratonem, mam już zrealizowane 60% planu… zostaje jeszcze start w Grodzisku Wielkopolskim oraz we Wrocławiu, by dopiąć swego i cieszyć się z wymarzonego oraz wypracowanego tytułu…

Podziękowania…

I teraz przyszła pora na najważniejszy punkt – podziękowania dla Każdej i Każdego z Was za wsparcie… wsparcie mentalne, dobre słowo i w końcu za wsparcie rzeczowe i materialne… z całego serca dziękuję – piszę, mówię to do: Trenera Andrzeja Tokarza, Anonimowych Darczyńców, Anety i Maćka Droździków, Anny, Beaty Bołoz, Maćka Cempy, Bosak-a Człowiek-a, Renaty Jajdelskiej („Renta po 20-tym…”), Jarka, Krzysztofa Jankowskiego, Anety Kapłon, Joanny Kiełbasy, Grzegorza Kotary, Pauliny Kostrzewy, Małgorzaty Kuligowicz, Katarzyny Kulpy, Marcina Króla, Krzysztofa, kudliczki, Karoliny Listwan, Lukasa, maddaleneNatalii Majewskiej, Moniki Markiewicz, Jakuba Maśko, Kamili Mazur, Agnieszki Merklinger, Kingi Mężyk, Gosi Mróz, Małgorzaty Mróz, Katarzyny i Łukasza Mrzygłód, Szymona N, Sylwii NewellKatarzyny ObrzutKazimierza Paduli, Małgorzaty Przybylskiej, Joanny Pulit, mrolka, ShortyMon-a, Pawła Świerada, p.tabak-a, Kamila Trojana, Wojciecha Trojana, tusia.ns., Pawła Urygi, Moniki Wyszowskiej, Znajomej, Grzegorza Żelasko oraz Właścicieli Firm: „NEKROLOG & CIĄGŁO” Kompleksowe Usługi Pogrzebowe, „MAŚKO” Usługi dźwigami samojezdnymi, usługi transportowe, „1 XYZ” Mocna strona reklamy, Fundacji „FESTIWAL BIEGÓW”NEXFIT Wellness Club„Twoja Marka” Projektowanie i produkcja odzieży, EAST APARTMENTS – I mieszkasz jak w domu, Hotelu PODLASIE, Dobrego Tygodnika Sądeckiego, Gazety Krakowskiej, miastoNS.pl.

Foto wspomnienia…

/źródło: Organizator 5. PKO Białystok Półmaratonu, aplikacja Pic2Go-Appl/

/fot. Wojtel – foto_z_biegu/

/fot. Karol Trojan/

Zapewne i tak o czymś zapomniałem napisać, więc zapraszam do rozmowy, zadawania pytań…

 

 

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

2 Komentarze

  1. Hej
    Gratuluje , walki i determinacji. Jako były Triathlonista wiem jak to boli i jak trzeba walczyć. Napewno systematyczny trening poprawi twoją wytrzymałość, ale dla sylwetki nie jest to najlepsza opcja 🙂

    Ja teraz biegam dużo krótsze treningi – interwały sprinterskie . Jeśli chcesz zobaczyć to zapraszam do mojego artykułu na stronie w sekcji : sport & fitness

    • Witaj Krzysztofie,

      dziękuję za słowne wsparcie i Tobie również życzę sukcesów „w kreowaniu Twojego stylu życia”. Wybacz, lecz jednej rzeczy nie zrozumiałem w Twoim komentarzu i mam prośbę, abyś rozwinął myśl „… ale dla sylwetki nie jest to najlepsza opcja”. Oczekując na wieści, przesyłam pozdrowienia 🙂

      p.s. męski blog modowy to dla mnie nowość… życzę Ci samospełnienia w blogowaniu…

1 Trackback / Pingback

  1. Na bosaka | Największa bezpłatna gazeta w Nowym Sączu i regionie: Dobry Tygodnik Sądecki

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*