
Tak, jestem trochę zły… zły na siebie… dlaczego?… gdyż nie mogłem się dziś „wstrzelić” z tempem… może to po części sprawka wiatru, który od rana momentami chce „urwać głowę”… przez pierwszą część dystansu miałem go „w plecy”, więc musiałem pilnować się, aby nie przyspieszać… dodatkowo, aplikacja co jakiś czas „świrowała” pokazując dziwne zakresy tempa, stąd na wyczucie szukałem tego właściwego, na dziś zadanego… w drodze powrotnej sytuacja się odwróciła, tzn. wiatr wiał jak przedtem, lecz teraz spotkałem się nim „twarzą w twarz”… wymagało to ode mnie zwiększonego wysiłku… opór na klatce piersiowej powodował walkę o każdy krok… im silniej wiało, tym chciałem go (wiatr) przełamać… takie małe siłowanie się „na rękę”… w trakcie tej przepychanki, o dziwo, znów musiałem „trzymać nogi na wodzy”, aby „biec w zakresie”… po drodze zafundowałem sobie małe urozmaicenie, tj. 2,5 km pętlę… w sumie to druga zmiana podczas dzisiejszego treningu… pierwszą było „zboczenie” z tradycyjnej początkowej części trasy i odbicie drogą „przez wieś”… jak mogę spuentować dzisiejsze zmagania?… w sumie to czuję się bardziej zmęczony, niż wg mnie powinienem i na to co wskazują parametry… przy średnim tętnie 141 uderzeń na minutę, powinienem być świeży… jednak do dziś odczuwam w nogach wtorkowy trening (co się na nim działo? przeczytaj: http://biegambo.pl/przegialem/)…
Dodaj komentarz