Dwie pieczenie na jednym ogniu

Mija 2500 metrów, oddech już wyregulowany, łapiesz tempo i… niby wszystko jest jak dawniej, tylko ten palący brzuch przypomina o prawie dwumiesięcznym rozbracie z bieganiem…

… trening był ciekawy z dwóch powodów… po pierwsze, prawie dwa miesiące rozłąki z bieganiem, pozwoliło do niego jeszcze bardziej zatęsknić… po drugie, udało się dzisiaj pokazać, iż można połączyć pracę, która również jest pasją, z pasją biegania… mianowicie, wieczorem miałem spotkanie z klientką, którą była moją koleżanką, dzięki czemu mogłem przywdziać strój sportowy i „upiec dwie pieczenie na jednym ogniu” (załatwić sprawy biznesowe, a wracając od niej, gdzie dotarłem autobusem, zrealizować trening biegowy)… teraz przede mną rozciąganie i trening kalisteniczny… jak się chce, to się da, to się ma…

… jako, iż pierwszy trening miał być rozruchowym, w jego przebiegu nie przeszkadzał nawet plecak ze sprzętem fotograficznym.. potrzeba matką wynalazków…

… pewnie za te czasówki i międzyczasówki dostanę jutro „opr” od trenera, że za bardzo przypiliłem, ale uwierzcie, tak nie było, można było szybciej, ale starałem się jednak siebie spowalniać…

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*