Chwila radości…

Pierwszy dystans, bez oglądania się na zadane tętno, i… pomimo „puszczenia luzem nóg”, zegarek nie odzywał się zbyt często, aby zasygnalizować przekroczenie normy tętna… tym naturalnym, w danym momencie, tempem, dobiegam do zasugerowanego przez trenera kilometrażu, tj. 2,5 km, zaczynając stałą kontrolę tętna, lecz… tak prawdę mówiąc, wybrałem na to trochę złe miejsce, gdyż właśnie zaczyna się podbieg… ale cóż, jak już zwolniłem, spowalniając oddechem tętno, to nastała pora na dalszą realizację planu treningowego… biegnę sobie dalej rozmyślając „o tym i owym”, aż przyszła pora na interwał… długo oczekiwana chwila… sześć zmian, które pozwoliły krwi szybciej „przepłukać żyły” i jednocześnie uwolnić sporą dawkę endorfin… to naprawdę nie jest frazes… one „dodają skrzydeł”… zmęczenie się potęguje, a Ty czujesz, że możesz więcej… a tu czas szybko minął i wracam do kontrolowanego biegu, podczas którego mogę wyraźnie odczuć, jak rozciągnięte, interwałową przebieżką, mięśnie próbują się skurczyć… mimo tego mało przyjemnego uczucia „tężniejących”, czy jak kto woli twardniejących ud, kolejne kroki powoli, ale zgodnie z planem, przybliżają mnie do końca treningu…

…jeszcze wieczorna, jak zresztą sam bieg, kalistenika wraz z moimi „ulubionymi” pompkami (uwaga, ironia na celowniku) i można z zadowoleniem udać się na „prostowanie kości”…

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*