Ach, jak miło się rozmarzyć…

Nieplanowana pobudka z rana… przez dzieci ofiarowana… stąd też trening, spontanicznie też zaczął się jeszcze zanim słońce zdążyło „mocno” się pokazać… plan na dziś: krótkie wybieganie, interwały i na koniec truchtamy… na spokojnie, po rozgrzewce, ruszam w dobrze, aż do znudzenia znaną mi, drogę… po czterodniowej przerwie w bieganiu, nogi ruszają żwawo, szukając swojego tempa, które… po kilku kilometrach „ustawiło” się na zadowalającym poziomie… jednocześnie przypominając o zeszłorocznym zakresie, w jakim swobodnie mogłem sobie biec przed siebie, bez znacznego wysiłku, „tak normalnie”… przez ten czas zrobiło mi się „lekko na sercu” i w gruncie rzeczy dostałem optymistyczny „impuls”, iż w październiku w Poznaniu mogę „zrobić”, jak na debiut, niezły czas… tym bardziej, iż „dobre” tempo utrzymywałem przez kolejne kilometry… ach, jak miło się rozmarzyć…

… wracam na ziemię… przyszła kolej na interwały… z założenia mam nie biec sprintem, tylko tak jakbym chciał się rozpędzić… i trucht… dziś starałem się, aby faktycznie trucht był truchtem… przeskakiwać z nogi na nogę… znów „rozpędówka” i trucht… kolejne powtórzenia… międzyczasy „ładują psychiczne akumulatory”… tym bardziej, iż wiem, że zapas „mocy” w nogach jeszcze pozostał…

… ostatni etap… biec wolno, bardzo wolno… w sumie był najbardziej wymagający… miałem odczucie, jakby był najbardziej wymagający… szybsze, stałe tempo tak mnie nie zmęczyło, jak truchtanie… do 15. kilometra brakło pięćset metrów… to i tak dłuższy dystans, od tego którego mogłem się spodziewać na początku dzisiejszego „bezparciowego” treningu…

… bym zapomniał… wieczorem czeka mnie jeszcze kalistenika…

trening_24_maja_2016_biegam_bo_plprofil trasy

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*