
Parafrazując słowa piosenki Budki Suflera „a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój”, mogę rzec „a po dniu przychodzi noc, a po spokoju burza”… ale po kolei… po obserwacji swojego organizmu, z premedytacją postanowiłem przetruchtać zadany na dziś dystans… przy tym sam zacząłem się zastanawiać czy moje myśli są wynikiem szukania swojej strefy komfortu czy są rezultatem rzetelnej obserwacji mojego organizmu… powoli uczę sie odczytywać wysyłane przez niego sygnały… po pierwszym, zapaleńczym sezonie biegowym, chyba, w mentalności i kształtującej się biegowej dojrzałości, przyszła pora na rachowanie startów i przygotowań do nich… coraz częściej głowa dochodzi do władzy, co oczywiście nie skazuje spontaniczności na pożarcie…
… jak napisałem, dzisiejszy trening miał być spokojną przebieżką… miał być, lecz niestety nie był… nie to, że szarpnąłem tempo zbyt mocno… nie, po prostu nawet uzyskany czas, który mógłby sugerować, iż powinienem być po nim zrelaksowany, nie przyniósł oczekiwanego odprężenia… tempo słabe (szczególnie, jeśli mówimy tu o dystansie 8 km), a zmęczenie porównywalne z „mocnym” treningiem… po raz kolejny wydaje mi się, iż organizm mówi „stop”… chłopie, ostatnie treningi (http://biegambo.pl/swiateczny-prezent-od-aniolka/) dały mi się we znaki… super było szybciej pobiegać, ale to dla mnie za szybko… zwolnij, na nowo przyzwyczaj mnie do wysiłku, który kiedyś był „normalny”, ale teraz na razie jest jeszcze wyzwaniem… szczególnie, że wracamy do „pracy” po długiej przerwie (http://biegambo.pl/wilmaaa-im-home/)… nie chcesz chyba na nowo złapać „pauzy”?… ale jak mnie zbyt intensywnie pogonisz na początku sezonu, to dające, na ostatnich treningach, o sobie znać prawe kolano, może odmówić Ci posłuszeństwa… a tego chyba nie chcesz?…
… jasne, że nie chcę… muszę słuchać „głowy”, aby sytuacja z zeszłego roku się nie powtórzyła (cały sezon przygotowywałem się, poprzez różne starty w zawodach, do Cracovia Półmaratonu Królewskiego, a tu… prawie tuż przed zmierzeniem się z tym dystansem, zmęczony organizm, zaprzyjaźnił się z kontuzją)…
… koniec już z tym wywodem… proszę, nie odbierajcie go jako uskarżania się (że jest trudno), bądź chwalenia z umiejętności obserwacji swojego organizmu (wszak tak nie jest, gdyż tej trudnej sztuki uczę się przez cały czas).. po prostu, jak jeden ze znanych dziennikarzy „mówię (piszę) jak jest” 😉
… korzystając z nadejścia Nowego Roku, życzę każdej z Was i każdemu z Was, realizacji zamierzeń treningowych, dopięcia kalendarza startowego, „życiówek” oraz aby kontuzje trzymały się od Was daleko…
Dodaj komentarz