
Z punktu widzenia treningu, zmiany które dziś zaszły nie miały dobrego wpływu na moje odczucia… mianowicie… pierwsza zmiana to czas spożycia obiadu (wcześniej niż zwykle)… druga, to jego porcja (większa niż zwykle)… trzecia, pogoda (do południa padało, a gdy poszedłem biegać, okazało się, iż wcale nie było chłodniej oraz, że aura zafundowała mi darmową saunę)…
… co do samego biegu… z wcześniej wspomnianych względów biegło mi się niezwykle ociężale, choć odczekałem po posiłku trzy godziny… i te moje łydki… za nic w świecie dziś nie chciały się rozluźnić… skojarzenie przyszło łatwo – z drewnianymi nogami Pinokia 😉
… wieczorna przejażdżka motocyklem, co prawda z wizytą na poczcie w firmowych sprawach, orzeźwiła trochę organizm, przed wieczorną kalisteniką… która to znowu przyniosła pozytywne zmęczenie….
… mimo tych kilku drobnych szczegółów, radość sprawiła mi dzisiejsza przebieżka… z samego faktu, iż była…
Dodaj komentarz