
Wymuszona zmiana obuwia z biegowego na zwykłe adidasy i… moje stopy oraz zapewne stawy odczuły różnicę podczas biegu… różnice porównywalną do przesiadki z samochodu z miękkim zawieszeniem do sportowej bryki… po prostu twarde podwozie ;)… spragniony ciągłego biegu dziś mogłem zaspokoić swój apetyt… 6 km wieczornej przyjemności… tempo 4:31 min./km jak najbardziej mi odpowiadało… osiągnięta maksymalna prędkość wyniosła 20,24 km/h, przy średniej 13,27 km/h, co oznacza, że jest we mnie potencjał oraz materiał do obrobienia… w dalszych ćwiczeniach poszedłem za ciosem i zaraz po skończonym rozciąganiu, kontynuowałem realizację planu treningowego… pojawiający się „szron” na skórze… tak, tak szron (ironia)… dobra… czysty pot, potwierdzał przykładanie się do ćwiczeń, co w konsekwencji ma mnie wciąż prowadzić do nieustannego rozwoju na sportowej ścieżce, którą obrałem…
…a w niedzielę… start w zawodach na 10 km…
… hola, hola… skończyłem pisać post, zamknąłem edytor i… dotarło do mnie, iż podczas dzisiejszego biegu ustanowiłem swoją „życiówkę” na dystansie 6 km!!!… 27:08 min…. odległość ta jest co prawda niewiele większa od „5”, którą biegłem na zawodach, lecz dla mnie stanowi (jak narazie) adekwatny miernik kondycji, gdyż właśnie 6 000 metrów (na przemian z 10 000 metrów) często biegam w ramach rozruchu przy zmianie planu treningowego… więc jest co świętować gorącym prysznicem 😉
Dodaj komentarz