
Cały dzień na wysokich obrotach… wpadłem i to dosłownie na chwilę do domu… zabawa z dzieciakami, jakiś obiad… trzy godziny ćwiczeń i nocny powrót do domu… choć zmarzłem dziś trochę, miałem chęci „pociągnąć” jeszcze trening biegowy… byłem przekonany, że idę biegać… do czasu… do czasu, kiedy skończyłem kalistenikę… zmęczenie połączone z rozprężeniem, wyższą niż na polu temperaturą oraz zbliżającą się północą, sprawiły, iż podjąłem decyzję, że nie będę już „leciał”… wiele razy biegałem już bardziej zmęczony i o niewiele wcześniejszej porze, lecz zważywszy na czekające mnie dwa, pod rząd, biegowe dni, uznałem, że lepiej (logiczniej) będzie dziś zregenerować się przez sen, a jutro i w niedzielę „wybiegać swoje”… jak w tytule „się porobiło”… niech wyjdzie mi to na dobre…
Dodaj komentarz