
Najpierw przeszło 21 km jazdy na rowerze, później 4 km spaceru z rowerem przy boku, ok. 6. km zjazd, dopełnienie jazdą na rowerze do 45. km, zajęcia na kursie i ostateczny 7. km powrót do domu… w sumie 52 km, z czego 48 „czystej” jazdy na rowerze…
… tak to w statystykach wyglądał mój dzisiejszy przejazd na rekonesans niedzielnej trasy zawodów… charytatywny „Bieg Bejorów”, gdyż o nim mowa, ma co prawda tylko ok. 5 km długości, lecz musiałem też pod Kramarkę jakoś się dostać…
fot.: https://www.facebook.com/biegbejorow/
… początkowo jechało się lekko w dobrym tempie, lecz już od Starego Sącza zaczęło „powiewać” mi w twarz… walka z wiatrem była skuteczną, aż do wyjazdu z Barcic… w samym Rytrze, słynne „ryterskie wiatry” dały o sobie znać… tempo spadło dwukrotnie… w drodze przez Roztokę Ryterską, do głosu, a raczej do nóg, zaczęło dochodzić zmęczenie, tak, iż tempo jazdy, w stosunku do pierwotnego, zmalało trzykrotnie…
… po dojeździe pod szlaban, postanowiłem dać trochę odpocząć nogom i ostatni fragment drogi pod kapliczkę pod Kramarkę, pokonać pieszo… szliśmy sobie z rowerem, rozglądając się na boki i przyglądając się trasie zawodów biegowych…
… marsz w równym tempie, z przerwami na kilka łyków wody mineralnej, w miarę szybko doprowadził nas do miejsca docelowego dzisiejszej wędrówki…
fot.: Karol Trojan
… korzystając z okazji (czytaj: urokliwego pleneru) zrealizowałem zobowiązanie, które na siebie wziąłem… 6. dzień „pushupchallenge” przeszedł do historii… dorzuciłem jeszcze jedno z ćwiczeń codziennej (poza weekendami) kalisteniki i spełniony mogłem wracać do Nowego Sącza na szkolenie w Straży…
… „tam w górze” trochę się wychłodziłem i na dodatek, zjazd ku centrum Rytra, spotęgował to uczucie… dopiero pedałowanie „główną drogą” podniosło temperaturę ciała…
… powrót, jak to zwykle powroty, minął szybko i nie było to tylko odczucie, lecz i słabnący, bądź raczej zmieniający kierunek wiatr, ułatwił sprawne przemieszczenie się do Jednostki…
… wieczorne, ostanie 7 km i już zawitałem w domu… po aktywnej drugiej części dnia, z miłą chęcią, dokończyłem kalistenikę i zjadłem talerz makaronu, delikatnie posypanego cukrem… taki mały hedonizm…
… pora na kąpiel i wyciągnięcie nóg w łóżku… dobranoc 🙂
Dodaj komentarz