Dżdżownica…

Niedzielny poranek sennie budzi wszystko do życia… pochmurna, zraszana deszczem aura, doprawiona niską temperaturą, nie zaprasza do wyjścia z domu… tylko dżdżownice, zmuszone, wypełzają z swoich zalanych tuneli… jednakże, kiedyś przeczytałem, iż „nie ma złej pogody, są tylko źle zmotywowani biegacze” i dziś jak najbardziej postanowiłem trzymać się tej myśli…

… od razu czuć różnicę: niższa temperatura pozytywnie wpływa na utrzymanie odpowiedniego zakresu tempa…

…po drodze, tak dobrze mentalnie się biegło, że postanowiłem, na bieżąco, zmienić trasę, tak, iż w sumie dodałem sobie dwa podbiegi… o jak przyjemnie… z jednej strony las, z drugiej domy, które jeszcze „śpią”… tylko kilka mijanych „rannych ptaszków”…

…docelowo, po pokonaniu 12 kilometra, powinien na dziś zakończyć trening, lecz zostało mi kilkaset metrów do domu, więc, aby nie zmarznąć, z miłą chęcią, przetruchtałem je dodatkowo… w sumie „złamałem” 13 kilometrów oraz… taką,  zwykłą ludzką niechęć do wychodzenia „z ciepełka”…

… jak dżdżownice, ciągle na deszczu… da się przyzwyczaić, a i „popełzać w takim towarzystwie” to nieczęste wydarzenie…

podziel się ze Znajomymi na:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blip
  • Blogger.com
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • MySpace
  • Twitter
  • Wykop

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*